Warsztaty Dziennikarskie Diecezji Sosnowieckiej
poniedziałek, 11 listopada 2013
niedziela, 10 listopada 2013
Dziennikarstwo prasowe "Głos Barki"
Dylematy dziennikarki
Nasza redakcja przeprowadziła wywiad z Joanną P., początkującą dziennikarką. Mówi nam o swoich trudnościach w pracy dziennikarskiej.
Jako lokalna dziennikarka spotykasz ludzi, rozmawiasz z nimi. Co jest najtrudniejsze w Twojej pracy?
Trudno powiedzieć. To zależy od tematu, najtrudniej rozmawia się z politykami, trzeba ich znać, ale trzeba też mieć jakiś „zmysł”.
A stres?
Pokonanie stresu w niektórych sytuacjach jest trudne, jako dziennikarka „od wszystkiego” nie mam czasu, by się wszystkiego nauczyć, dlatego nie zawsze jestem usatysfakcjonowana z materiału. Jest obawa, że napisze coś nie tak.
Jakie inne problemy, bariery, mogłabyś przybliżyć czytelnikom?
W zasadzie to, co wspomniałam. Także środowisko dziennikarskie, wymiana poglądów. Człowiek uświadamia sobie, że wartości, które wyznaje są niepopularne. Problemem może być obiektywizm przekazu. Gazeta, w której piszę, jest słabo znana, tym samym nie mogę liczyć na pomoc czytelników, zwracać się w ich imieniu.
Celem dziennikarstwa jest według Ciebie służba ludziom czy prawdzie?
Jest to powiązane. Jeśli służę prawdzie, służę ludziom. Jest takie powiedzenie, że prawda boli. Ktoś może coś odebrać jako ranienie, niedziałanie na korzyść. Obiektywizm jest czymś umownym, każdy patrzy na niego swoimi oczyma.
Dziękuję za poświęcony czas.
Rozmawiała: Agnieszka Liszka
*********************************************************************************
Grzegorz opowiada o funkcji redaktora
strony Tarnogórskiej Oazy
Czym zajmujesz się zawodowo?
Mam firmę informacyjną i zajmuję się budową sieci komputerowych.
Czy wcześniej pisałeś artykuły do jakichś gazet?
Nie, nie, gdyby moja polonistka ze szkoły dowiedziała się, że teraz piszę artykuły na stronę internetowąRuchu Światło-Życie rejony Tarnogórskiego, na pewno złapałaby się za głowę.
Co skłoniło Cię do stworzenia i publikowania artykułów na stronę o treściach religijnych?
Poczucie, że potrzebne jest na poziomie rejonu miejsce wymiany informacji, publikacji świadectw i relacji z wydarzeń, które mają miejsce w naszej wspólnocie i parafiach Tarnogórskich.
Czy artykuły na stronie pojawiają się regularnie, czy też zdarzają się dłuższe przerwy?
Artykuły pojawiają się najczęściej po ważnych wydarzeniach, które miały miejsce i uczestniczyła nich nasza wspólnota.
Czego możnaby Ci życzyć jako redaktorowi taiej strony?
Życzyłbym sobie, by więcej oazowiczów dzieliło się swoim świadectwem, tym, że Pan Jezus jest w ich życiu żywy. W końcu to świadectwa cieszą się największym zainteresowaniem na stronie.
Rozmawiała: Magdalena Świtała
*********************************************************************************
Wyznania
młodego muzyka
Podczas
międzynarodowego konkursu muzycznego im. Michała Spisaka,
odbywającego się w Akademii Muzycznej, rozmawiamy z Andrzejem,
dwunastoletnim adeptem Szkoły Muzycznej w Dąbrowie Górniczej.
Andrzej,
jesteś osobą młodą, a już grasz na kilku instrumentach. Skąd
twoje zamiłowanie do muzyki?
Mojej
rodzinie muzyka towarzyszy od pokoleń. Wszystko zaczęło się od
dziadka, który grał na akordeonie. Po nim żyłkę muzyczną
przejęła moja mama, a teraz ja. Chyba stąd właśnie pochodzi mój
dobry słuch.
Kończysz
teraz I stopień szkoły muzycznej. Jak oceniasz swój postęp od
czasu gdy zacząłeś chodzić na zajęcia?
Postęp
jest na pewno bardzo duży. Przez 6 lat bez wątpienia nauczyłem się
więcej na lekcjach muzyki niż moi rówieśnicy w normalnej szkole
na tego typu zajęciach. Dla przykładu umiejętności nabywane w
szkole muzycznej na poziomie 3 klasy są równe umiejętnościom
muzycznym w 6 klasie normalnej szkoły.
Jakie
trudne sytuacje napotykają młodzi adepci szkoły muzycznej?
Przede
wszystkim konieczność wykonywania wielu ćwiczeń, bardzo
regularnie. Bez względu na to, czy jesteś wypoczęty czy nie, po
skończeniu lekcji musisz przyjść do domu i wziąć do ręki
instrument. Kolejnym problemem jest stres przed większą
publicznością, szczególnie na konkursach. Dlatego też
zdecydowanie wolę egzaminy.
Jak
możesz zachęcić swoich rówieśników do spróbowania swoich sił
w muzyce?
Podczas
gry na instrumencie człowiek czuje się bardzo spokojny, wręcz
odprężony, szczególnie gdy gra po prostu dla siebie. Moja mama
zawsze powtarza, że muzyka łagodzi obyczaje, a ja oczywiście się
z tym zgadzam.
Dziękuję
Ci Andrzeju za wywiad i do zobaczenia na kolejnym konkursie.
Ja
również dziękuję.
Rozmawiał:
Tomasz Domagała
********************************************************************************
Droga po srebro
********************************************************************************
Droga po srebro
Aleksandra Budujkiewicz jest siedemnastoletnią
uczennicą liceum. Opowiada o swojej pasji dość nietypowej dla
dziewczyny.
Ja: Jesteś znana jako mistrzyni karate. Czy wiążesz
z tym sportem swoją przyszłość?
Ola: Na razie trenuję dla siebie. Jeżdżę na różne
zawody, egzaminy. Może w przyszłości zostanę trenerem w jakiejś
szkole. Marzę aby zarażać swoją pasją innych.
Ja: Czy masz na swoim koncie jakieś konkretne
osiągnięcia związane z karate?
Ola: Zdobyłam srebrny medal na ogólnopolskich zawodach
karate w kategorii wiekowej od 17 do 20 lat. Poziom zawodów był
wyrównany i uczestnicy byli naprawdę na poziomie.
Ja: Ile czasu poświęcasz na trening? Taki sukces na
pewno kosztował cię dużo pracy.
Ola: W zajęciach uczestniczę 4 razy w tygodniu, ale
tak naprawdę codziennie dbam o swoją formę przez bieganie i inne
ćwiczenia, bo wymaga to dużej sprawności fizycznej.
Ja: Wspominałaś, że chciałabyś zarażać swoją
pasją innych. Czy jak dotąd udało Ci się kogoś wciągnąć?
Ola: Przy każdej możliwej okazji opowiadam o karate,
bo jest to sport, który naprawdę kocham. Zachęciłam kilku
znajomych do przyjścia i część z nich została na stałe.
Ja: Czym zajmujesz się gdy nie trenujesz? Masz jakąś
pasję, której poświęcasz resztę wolnego czasu?
Ola: Jedną z głównych pasji jest jazda na rolkach.
Uwielbiam to robić bo sprawia mi to przyjemność, nie jeżdżę
zawodowo.
Ja: Jakie jest Twoje teraźniejsze marzenie?
Ola: Żeby sport i treningi stały się moim życiem.
Chciałabym utrzymywać się z moich pasji i poświęcić się nim
całkowicie.
Ja: W takim razie życzę Ci dalszych sukcesów i
spełnienia marzeń. Dziękuję za wywiad.
Ola: Ja również dziękuję.
Rozmawiała: Dominika Krajniewska
********************************************************************************
********************************************************************************
„Słowa głaskane”
O esperanto, kłopotliwej tolerancji i potrzebie metafor rozmawiam
z Martą, uczestniczką warsztatów dziennikarskich:
Marto, od jak dawna interesujesz się językiem esperanto?
Od 5 lat.
A teraz masz zaledwie 15. Jak to się stało, że 10 latka sama
chciała uczyć się języka?
Gdy miałam 10 lat, dziadek obiecał, że jeśli nauczę się
esperanto, zabierze mnie na wyjazd esperancki. Sam mnie uczył.
Miałam ok. roku czasu, by opanować język na tyle, by dziadek mógł
być ze mnie dumny. I pojechałam.
Jak wspominasz ten pierwszy wyjazd?
Mała byłam. Może nawet 11 lat nie miałam na tym wyjeździe.
Uczestniczyłam w zajęciach dla początkujących. Pani tłumaczyła
mi gramatykę, a ja lepiłam coś z plasteliny. Osłuchałam się tam
trochę z brzmieniem zdań i zapoznałam się z ogólną ideą
wspólnego języka. I potem w kolejnym roku znowu wyjechaliśmy.
Cztery razy byliśmy na takim wyjeździe.
Jak słyszę Twój dziadek jest pasjonatem j. esperanckiego?
Jest pasjonatem języka w ogóle: zna cygański, węgierski. Dogaduje
się w wielu językach.
A Twoi rodzice?
Moja mama jest filologiem czeskim. Skoro zna czeski, to i po słowacku
się dogada. Zna również trochę rosyjski. Tata ma już inne
zainteresowania.
Na wyjazdy jeździsz tylko z dziadkiem?
Także z młodszą siostrą. Ona mówi w esperanto nawet lepiej niż
ja. Przez jakiś czas uczyłyśmy się razem, ale potem poszłam do
gimnazjum, miałam dużo nowych zajęć, szczególnie w ostatniej
klasie, bo przygotowywałam się do olimpiady z j. polskiego. Ja
odłożyłam naukę esperanto, a ona zaczęła się w nią bardziej
angażować. Na ostatnim wyjeździe moja siostra była już w wyższej
ode mnie grupie zaawansowania.
Nie żałujesz tych pięciu lat poświęconych esperanto?
Nie. Nawet może nie dla samego języka. Czasami mam wrażenie, że
wszystko, co mógł mi dać, już mi dał. Co ciekawe moje polskie
słownictwo jest dzięki esperanto bogatsze. W esperanto jest dużo
słowotwórstwa. Zwraca się na nie większą uwagę. Zauważyłam,
że teraz w każdym języku lepiej mi się mówi. Nabrałam
śmiałości. Kiedy rozmawia się z innymi ludźmi, którzy esperanta
się również dopiero co nauczyli, a uczyli się go przecież od
zera, to jest łatwiej niż, gdy rozmawia się się np. po angielsku
z rodowitym Anglikiem. W esperanto nie muszę czuć się gorsza i ta
pewność siebie zostaje mi, gdy rozmawiam po włosku czy angielsku.
Nie jestem już tak nieśmiała.
Ludzi jakich narodowości poznałaś, rozmawiając z nimi w
esperanto?
Poznałam Rosjan, Japończyków, Chińczyków, Koreańczyków –
generalnie wielu Azjatów. Europejczyków również: przyjeżdżali
Czesi, Słowacy, Niemcy, Francuzi. Poznałam tam bardzo miłą
Hiszpankę. Także Grek był w mojej grupie. I Amerykanów też się
kilku zdarzyło. Byli również Szwedzi, cały szwedzki zespół
kiedyś przyjechał.
Czy udało Ci się nawiązać z nimi dobry kontakt, łatwo było
Wam w esperanto przekazywać swoje myśli?
Tak, najbardziej lubiliśmy rozmawiać o tym, jak to jest z różnymi
rzeczami u każdego z nas. Takie pytania padają: a jak to się robi
u Ciebie...
Czy stworzyliście wspólnotę, społeczność posługującą się
tym samym językiem?
Generalnie czuć, że tworzymy wspólnotę. Tam są ludzie o
wspólnych zainteresowaniach. Wiadomo: jeśli ktoś się interesuje
esperantem, to zapewne również językami w ogóle. Także podróżami
- bierze się przecież udział w wyjazdach, które najczęściej są
za granicą. Kiedy na zajęciach w grupie nauczyciel spytał, kto z
nas lubi podróżować, to tylko dwie osoby się nie zgłosiły. Tak
więc to nas łączy: zainteresowanie podróżami, obcą kulturą i
duża tolerancja dla innych.
Rozumiem, że jest wiele korzyści związanych z nauką esperanto:
wyjazdy, poznawanie nowych ludzi, cała związana z tym kultura. A
jak myślisz, czy gdyby tych dodatkowych korzyści związanych z
funkcjonowaniem w grupie nie było, a pozostała sama nauka w domu,
wówczas język esperancki również byłby Twoją pasją?
Tego nie wiem. Być może. Ale ostatnio coraz mniej uczestniczę w
kulturze esperanto. Tu muszę przyznać, że to również ze względu
na małe uprzedzenie, które zostało we mnie po ostatnim wyjeździe.
Zdarzyło się tam parę rzeczy, które nie do końca mi się
podobały. Na ścianach w budynku porozwieszano plakaty propagujące
różne idee, np. wegetarianizm. On jest tam bardzo popularny.
Esperanto głosi różne hasła: tolerancji, pewnej
międzynarodowości, za tym idzie także ekologia: ochrona środowiska
i życie zgodne z naturą. Stąd wegetarianizm, ale aż wpadający w
weganizm i to taki skrajny. To były drastyczne plakaty z dużą
ilością krwi pokazujące np. zabijane świnie. To nawet nie tyle
było propagowanie wegetarianizmu, pewnej diety, tylko bardziej
potępianie mięsożerców. Ok. 70% osób było tam wegetarianami.
Siostra mi mówiła, że na stołówce, kiedy jadła mięso, bo
jednak można było także mięso zamawiać, rzucano jej dziwne
spojrzenia.
To niepokojące
Tak. Generalnie wiele rzeczy było tam niepokojących. I ateizm był
promowany, jako taka dobra droga, podchodzenie do innych bez
uprzedzeń. Było tam trochę rzeczy nawet wprost antykościelnych. I
dlatego teraz ostrożniej podchodzę do ideologii esperanto. I
najbardziej w tym wszystkim interesuje mnie sam język. Ci ludzie
też, ale do ich poglądów tak ostrożnie, ostrożnie podchodzę.
Czy rzeczywiście ideologia: „jesteśmy czyści, nie jemy mięsa,
jesteśmy wolni od uprzedzeń religijnych, czyli religii” łączy
się ściśle z językiem esperanto?
Z samym językiem nie. I na początku mówi się tylko o języku i
tym, jak jest w poszczególnych krajach. Ale ta ideologia pojawiła
się na moim czwartym czy piątym wyjeździe. Znajomość wchodziła
na wyższy poziom i doszliśmy do poglądów z którymi część się
zgadzała, a część nie.
Czyli jest jednak jakiś pluralizm w tym środowisku?
Tak, jest! Były takie silne osobowości, które propagowały ateizm,
weganizm i generalnie takie wschodnie idee, ale były także takie,
które autentycznie przeciwko temu protestowały. Właściwie jeśli
człowiek dąży do wspólnego języka, znajomości innych to musi
iść za tym taka daleko posunięta tolerancja, budowanie mostu
między kulturami.
Czy w ideologię esperanto wchodzi również pragnienie poznania
człowieka innej kultury od tej strony, która może wzbudzić
kontrowersję, poznania tego, co nas różni, a czego nie jest już
tak łatwo tolerować? Czy poznajecie się w tym, co Was różni?
Raczej chodzi o to, by znaleźć podobieństwa takie bardzo ogólne.
Szukacie wspólnej płaszczyzny?
Zauważyłam, że to jest generalnie tworzenie sobie wspólnej
płaszczyzny. Mamy muzykę esperanto, są nasi artyści, poeci,
powstają tłumaczenia literackie. Mamy esperanto, więc już coś
nas łączy. Możemy się pytać: „A czy znasz ten zespół?” Na
takiej zasadzie to działa. A potem, jak ludzie się już lepiej
znają, to w bliższych kontaktach rozmowy wchodzą na poważniejsze
tematy. Ja akurat mało rozmawiałam, bo nie lubię o poglądach
dyskutować z ludźmi, o których wiem, że mają je całkiem
odmienne. Uważam, że pewne sprawy są moje i wolę się dzielić
tylko ogólnymi spostrzeżeniami.
Ciekawa jestem czy wiele jest osób w społeczność esperanto,
które myślą podobnie i również się nie dzielą. Czy dobrze
rozumiem to podejście: „Wiem, że nie zostanę zrozumiana, więc
zachowuję pewne rzeczy dla siebie”?
Może nie dlatego, że nie zostanę zrozumiana. Uważam, że nie
zawsze trzeba o swoich poglądach mówić. Po co wpychać nagle na
siłę swoje poglądy, kiedy można się dobrze bawić i zgadzać się
z innymi ludźmi bez nich i to nie wadzi nam pod względem moralnym.
Możemy z drugim człowiekiem pójść na koncert, porozmawiać o
koncercie, o kulturze. Kultura chyba kontrowersji nie wzbudza. Nie
trzeba wcale o religii rozmawiać, by się dobrze bawić z drugim
człowiekiem, poznać jego kraj, jego kulturę.
Nie, chyba, że kultura jest wyrazem wartości, które są
związane z religią. Ale nie tylko esperanto Cię fascynuje,
powiedz, jakie inne języki są Ci teraz bliskie?
Angielski. On mnie ostatnio bardzo interesuje. Dużo czytam po
angielsku. Tłumaczę. Staram się codziennie mieć z nim kontakt.
Ostatnio przetłumaczyłam dwa opowiadania., Coraz lepiej operuję
tym językiem, coraz lepiej się z nim czuję. Jest jeszcze język
włoski. W jego nauce jestem na takim etapie, że lepiej mi idzie
rozumienie niż mówienie. Ale całkiem nieźle idzie mi słuchanie i
tłumaczenie. Niedawno, dosłownie miesiąc temu, zaczęłam się z
dziadkiem uczyć języka rosyjskiego. Na razie jest to nauka
czytania. Ale jak coś czytam, to w miarę rozumiem, bo słowa w j.
polskim są podobne. Kiedyś jeszcze uczyłam się j. francuskiego,
ale tylko podstaw i nawet już go trochę zdążyłam zapomnieć.
Wspomniałaś, że znajomość esperanto zwiększa Twoją swobodę
w posługiwaniu się innymi językami, a czy pomogła Ci także w ich
nauce?
Dzięki esperanto postrzegam język, nie jako coś, czego się
trzeba nauczyć na pamięć, ale jako coś, co można rozumieć jako
pewną logiczną układankę. Można zrozumieć zasady układania, a
nie tylko nauczyć się ich na pamięć. Elementy są jak puzzle.
Układanka, to chyba właśnie najlepsze porównanie. Można nauczyć
się układać, czyli operować językiem. W esperanto nie ma
idiomów. To jest język logiczny, dla ścisłowców. Wszystko jest w
nim logiczne i to logiczne do bólu. Metafory i związane z nimi
wyrażenia rzadko są stosowane.
Logika na pewno czasem pomaga w porozumiewaniu się, a mogłabyś
powiedzieć, co przeszkadza?
Mogę powiedzieć w czym logika przeszkadza. Do poezji się nie
nadaje. Nie lubię piosenek esperanto. Niby to jest tak, że akcenty
są ładne i końcówki się zgadzają, ale słucham poezji i słów
piosenek i jakoś do mnie nie przemawiają. Da się zrobić taką
zupełną poezję esperancką, ale tylko taką, której nikt nie
zrozumie. Czytałam tłumaczenie inwokacji z Pana Tadeusza w języku
esperanto i w j. angielskim. W angielskim jest zdecydowanie lepsza. W
esperanto nie ma archaizmów i to nie brzmi już tak ładnie. W
staroangielskim brzmi naprawdę lepiej.
Esperanto nie podlega procesom historycznym, kulturowym? Słowa i
składnia pozostają takie, jakimi były wymyślone na początku?
Tak, to pozostaje. Czasami są wymyślane nowe słowa. Wiadomo –
gdy chcemy coś nowego określić, gdy nowa technologia wchodzi, to
pojawiają się nowe określenia, np. ekran dotykowy, w esperanto
powiemy: głaskany. Widziałam też wymyślone słowo na Facebooka i
Twittera. Oczywiście każde nowo słowo musi zostać zatwierdzone
przez specjalną komisję.
Nie pozwala się językowi żyć własnym życiem, ulegać zmianom
oddolnym?
Same zasady nie mogą ulegać przemianom. Jeśli gdzieś zalęgnie
się slang, to jest natychmiast naprostowywany, bo chodzi o to, by
móc się porozumieć ze wszystkimi, nie żeby jakieś odmiany czy
gwary powstawały.
Cel rzeczywiście jest szczytny. Dziękuję Ci za rozmowę.
Rozmawiała: Katarzyna Olszewska
Subskrybuj:
Posty (Atom)